czwartek, 21 listopad 2024
Nie opłaca się już kupować owoców z Polski?

Szykuje się kolejna afera, bo nie opłaca się już kupować owoców z Polski. "Mrożonki z Ukrainy wjeżdżały jak turyści"

- To dla nas dramat - mówi WP prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. Po zbożu rysuje się na horyzoncie kolejny problem. Firmy przetwórstwa mają chłodnie pełne ukraińskich mrożonek i przekonują, że nie opłaca im się już kupować tegorocznych owoców z Polski.

Związek Sadowników RP na swojej stronie internetowej zamieścił apel "Nie dla importu z Ukrainy!", w którym napisano: "Żądamy natychmiastowej informacji o ilościach wwiezionych do naszego kraju mrożonek, soków i innych przetworów na bazie owoców, pochodzących z Ukrainy".

I dalej: "Domagamy się zwiększenia działań kontrolnych, szczególnie w zakresie badań na pozostałości środków ochrony, metali ciężkich i innych substancji, które nie spełniają polskich i unijnych norm. Domagamy się natychmiastowej renegocjacji umów międzynarodowych, które Polska w ostatnich latach zaakceptowała, a które umożliwiły prowadzenie procederu niekontrolowanego importu z Ukrainy produktów rolnych".

Prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski w rozmowie z Wirtualną Polską mówi wprost: - Za kilka tygodni rozpoczynają się pierwsze zbiory. Najpierw to będą truskawki, później maliny, wiśnie, porzeczki i wśród tych gatunków sytuacja na początku będzie najtrudniejsza.

- Pierwszy kryzys na pewno dotknie producentów owoców miękkich, jagodowych. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że na rynku jabłek sytuacja będzie niewiele lepsza. Jabłka zrywamy na jesieni, wtedy dopiero robi się sok. Już wiemy, że sok jabłkowy do Polski dociera i zapewne będzie go bardzo dużo. To ogromna konkurencja i zagrożenie dla polskiego sadownictwa - podkreśla szef Związku Sadowników RP.

Maliszewski mówi WP, że już w tej chwili do chłodni w Polsce wpłynęły przetwory z owoców wyprodukowanych w Ukrainie. - Zalegają w chłodniach, gdzie wjechały po bardzo niskich cenach. Będą zajmować miejsce, które - do tej pory - miały na rynku owoce pochodzące z Polski - alarmuje.

"Już w zeszłym roku problem był ogromny"

Marcin Tyc, plantator truskawek i malin z województwa świętokrzyskiego, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że już od ubiegłego roku obawia się tego, jak będzie wyglądał tegoroczny sezon na owoce takie jak truskawki czy maliny. - Już w zeszłym roku problem był ogromny - podkreśla.

Na chłodniach nie byłem w stanie konkurować z owocami z Ukrainy. W zeszłym roku nie były objęte cłem i podatkiem. Właściciele chłodni pokazywali mi faktury za zamrożoną malinę z Ukrainy. Gotowy produkt, który mieli w takiej samej cenie, jaką mi tutaj musieliby zapłacić za świeży produkt, który musieliby jeszcze obrobić. A mrożonki z Ukrainy wjeżdżały do Polski jak turyści - dodaje.

Rozmówca WP dodaje: - Byliśmy pod kreską. Ceny były dyktowane przez to, co idzie z Ukrainy. Tam jest tania, masowa produkcja. Nie do końca dbają o jakość - stosowali pestycydy, herbicydy, owoce są strasznie pędzone.

- Nie dziwię się decyzji chłodni - kupują tam, gdzie taniej. Dopóki w tej samej cenie mieli malinę moją i ukraińską, brali moją. Ale jak się okazało, że produkt ukraiński może być nawet o 1/4 tańszy to tylko nierozsądny właściciel chłodni brałby polską drogą malinę. W biznesie patriotyzm odchodzi na bok - dodaje Tyc.

"Jesteśmy niekonkurencyjni"

Jak przekonuje Mirosław Maliszewski, sadownicy znali ten problem od dawna. Twierdzi, że przedstawiali pomysły, jak zapobiec tej sytuacji. - Mówiono, że to przedwczesne i niepotrzebne niepokojenie. Praktyka jednak pokazała, że mieliśmy rację. Oczekujemy działań, które nas wspomogą - mówi.

I wylicza: - Przede wszystkim działania ograniczające napływ z Ukrainy. Tam produkcja jest bardzo tania, nie spełnia wymogów i kryteriów, które my musimy spełniać. Dlatego jesteśmy niekonkurencyjni. Przy otwarciu granicy, jak to ma miejsce w chwili obecnej, jesteśmy poddani nieuczciwej konkurencji.

Prezes Związku Sadowników RP dodaje, że mają obawy, "czy jakość tych produktów i bezpieczeństwo dla konsumenta są zapewnione". - Wielu środków ochrony roślin my w Polsce nie możemy stosować, a w Ukrainie jest to dozwolone. Te produkty wjeżdżają do naszego kraju. Naszym zdaniem dzieje się to przy bardzo małej kontroli - ocenia.

I dodaje, że kiedy wchodzą na polski rynek, później sok na półce w sklepie jest trudny do odróżnienia - czy jest polski, czy ukraiński. - Istnieje prawdopodobieństwo, że szkodliwe pozostałości się w produktach znajdują. Pod tym względem jest prowadzonych zbyt mało kontroli. Sygnalizowaliśmy ten problem, ale nadal nie został on rozwiązany - dodaje.

W ubiegłym roku sprowadzono do Polski - jak podaje portal sad24.pl - 24 tys. ton mrożonych malin z Ukrainy. Portal sadownictwo.com.pl podawał pod koniec stycznia tego roku, że ponad 60 proc. wszystkich mrożonych malin wyprodukowanych w Ukrainie zostało wyeksportowanych do Polski, co zwiększyło import ukraińskich jagód o 37 proc. w ciągu roku.

"To zagrożenie"

Na stronie Internetowej Giełdy Rolnej znaleźć można ogłoszenia dotyczące sprzedaży czarnej porzeczki pochodzenia ukraińskiego, w cenie 11,50 zł za kilogram. Maliszewski podkreśla, że to cena konkurencyjna wobec cen polskich produktów.

Podkreśla, że to cały czas porzeczka z ubiegłorocznych zbiorów, bo tegoroczne będą dopiero latem. - Wiele chłodni zaimportowało produkty z Ukrainy w obawie, że jeśli będą one tanie, a nie będą mieli ich w ofercie, to swoich drogich nie sprzedadzą. Mówiąc wprost: zaimportowali te tanie, by niejako uśrednić cenę - wyjaśnia Maliszewski. I dodaje, że dotyczy to jeszcze obecnego sezonu.

- W nowym sezonie, za kilka tygodni, będzie tak, że nie będą kupować takich ilości jak w poprzednich latach. Mają kupione sporo zapasów z Ukrainy, kupią znów tanio z tego kraju, więc nie będą płacić Polakom dobrych cen. To zagrożenie - wyjaśnia. I ostrzega, że "ogromny napływ importowanych produktów z Ukrainy w tym roku, spowoduje zaniżenie ceny".

"To jest dla nas dramat"

Jak podkreśla  rozmówca, niektóre chłodnie już mówią, że nie ma opłacalności kupowania i produkowania mrożonki np. z malin w Polsce, bo dużo taniej kupi się mrożonkę z Ukrainy. - To oznacza, że polscy producenci nawet nie będą mieli gdzie sprzedać owoców. A ci, którzy zaryzykują kupno maliny, by zrobić z niej mrożonkę, będą chcieli to zrobić po bardzo niskich cenach. To jest dla nas dramat - podkreśla rozmówca WP.

 Na razie podejmujemy działania, by zatrzymać ten proceder. Zaproponujemy, żeby dać nam wsparcie do eksportu owoców poza Unię Europejską. Dać możliwość skupu interwencyjnego, zrobienia z tym czegokolwiek. Inaczej, nie z naszej winy, będziemy mieli problemy. Przestrzegamy, że działania trzeba podjąć już teraz - apeluje Maliszewski.

Kowalski: Jestem zwolennikiem utrzymania zakazu importu

Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że intensywnie poszukiwane są nowe rynki na polskie owoce i warzywa. - Przykładem jest otwarty ostatnio rynek Indonezji. Dodatkowo zachęcamy rolników do powiększania ich siły przetargowej wobec kontrahentów, czyli do zrzeszania się w zorganizowane formy współpracy, jakimi są organizacje producentów - komentuje.

Jak dodaje, "Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zachęca również do zawierania umów kontraktacyjnych w celu stabilizacji warunków produkcji i zbytu w dłuższym czasie". - Ministerstwo podejmuje także działania w zakresie promocji spożycia owoców i warzyw wśród dzieci w ramach "Programu dla szkół" - mówi wiceminister.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem utrzymania zakazu importu tych produktów z Ukrainy do Polski - mówi. I potwierdza, że "firmy przetwórcze mają chłodnie zapełnione zamrożonymi malinami, truskawką, porzeczką czarną - pochodzącymi z ubiegłorocznych zbiorów. W tym jest też zamrożona malina z Ukrainy".

źródło: WP Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Log in or Sign up