Pomysł Związku Sadowników RP dotyczący ograniczenia importu mrożonej maliny z Ukrainy wywołał paniczną reakcję ze strony portalu east-fruit.com. W artykule ze zmanipulowanymi danymi próbuje się zmniejszyć negatywny wpływ taniego i niekontrolowanego importu z Ukrainy na obecną tragiczną sytuację w skupie malin w Polsce. Oto kilka odniesień do tez postawionych w treści.
Po pierwsze tekst rozpoczyna się stwierdzeniem, że 29 czerwca rozpoczęła się blokada jednej z przetwórni na Lubelszczyźnie co jest nieprawdą. Było to i jest rozważane, ale jeszcze blokady nie ma.
Po drugie sugeruje się, że polscy plantatorzy powinni być zadowoleni z obecnego poziomu cen, bo mimo, że wynosi on około 1,22 dolara za kg, to i tak jest to zdecydowanie więcej niż na Ukrainie, gdzie cena waha się od 0,5 do 0,8 dolara za kg i gdzie rolnicy również są niezadowoleni. W tym miejscu warto wspomnieć, że koszty produkcji są u nas zdecydowanie wyższe, szczególnie energii elektrycznej, nawozów, środków ochrony roślin, oleju napędowego i zwłaszcza siły roboczej potrzebnej do zbioru.
Po trzecie sugeruje się, że obecna niska cena na rynku mrożonych malin to tylko i wyłącznie skutek cyklu, który powoduje, że jednego roku ceny są wysokie, a kolejnego mogą być bardzo niskie. Niestety nie jest to prawdą, gdyż wahania w cyklu są raczej w odstępach kilkuletnich (najczęściej 2-3 letnich), a nie rok do roku. Wynika to choćby z okresu wchodzenia nowo posadzonych plantacji w owocowanie.
Po czwarte pisze się wprost, że polscy rolnicy naiwnie wierzą, że przyczyną spadku cen jest nadmierny import z Ukrainy, a jego zakaz spowoduje poprawę sytuacji. Otóż nasz postulat wstrzymania importu ma głębokie rynkowe i ekonomiczne uzasadnienie, gdyż wjazd do Polski blisko 40 tys. ton mrożonek wobec rocznej produkcji w naszym kraju na poziomie około 70 tys. ton, musiał spowodować załamanie ceny. Jego kontynuowanie w najbliższym czasie jeszcze bardziej pogorszy sytuację.
Po piąte sugeruje się, że przyczyną jest wzrost produkcji w innych niż Ukraina krajach. Na szczęście jednak nie odnotowujemy zwiększonych zakupów z innych kierunków, co oznacza, że teza jest niepotwierdzona i w związku z tym nieprawdziwa.
Po szóste mówi się, że zakaz spowoduje jeszcze większą obniżkę cen na Ukrainie, co będzie oznaczało, że eksport będzie się odbywał bezpośrednio. Jeśli jest to prawdą, to należałoby zapytać, dlaczego w chwili obecnej eksport nie odbywa się do innych krajów? Polska bowiem jest na dziś największym odbiorcą mrożonek z tego kraju.
Po siódme sugeruje się, że zakaz importu do Polski spowoduje dynamiczny wzrost produkcji na Ukrainie i za 3-4 lata wyprzedzi ona nas w wielkości produkcji. To pozbawiona realiów ekonomicznych teza, bo to raczej koniunktura, a nie dekoniunktura sprzyja wzrostowi produkcji. W ostatnich trzech latach nowe nasadzenia na Ukrainie odbywały się wskutek wysokich cen na tamtejszym rynku i to przy ograniczeniach w dostępie do polskiego i unijnego rynku.
Po ósme w artykule straszy się, że „dyskryminacyjna” polityka wobec ukraińskich jagód może spowodować kroki odwetowe np. poprzez ograniczenie dostępu polskich produktów do tamtejszego rynku. Chciałem tylko wspomnieć, że nasz kraj udziela ogromnego wsparcia Ukrainie i tego typu retoryka jest co najmniej nieelegancka.
Po dziewiąte poucza się nas, że protesty mogą spowodować pogłębienie problemów w innych sektorach, co jest zupełnie nie na miejscu. Protesty mają na celu wywarcie presji i realizację postulatów, w tym podstawowego, jakim jest podniesienie ceny.
Po dziesiąte stawia się tezę, że zdaniem analityków należy się spodziewać w kolejnych tygodniach dalszego spadku cen, dlatego plantatorzy raczej powinni siedzieć cicho i nie tracić „dochodu”, który teraz uzyskują.
Po głębszej analizie tekstu można dojść do wniosku, że autorzy podając wzajemnie wykluczające się fakty i prognozy próbują umniejszyć negatywne oddziaływanie ogromnego i taniego importu mrożonki z Ukrainy i zalecają nam raczej akceptację obecnego kryzysu niż podejmowanie jakiejkolwiek próby jego ograniczenia.
Warto jednak zwrócić uwagę na fakty, które pojawiają się niejako między wierszami. Otóż autorzy przyznają się, że ukraińscy plantatorzy i przetwórcy mają niższe koszty produkcji, że zamierzają ją zwiększać w kolejnych latach i kierować ją na polski rynek i dobrze na tym zarabiać.
Do tego wszystkiego potrzebny jest spokój polskich sadowników, akceptujący obecny stan rzeczy, potrzebne są kanały dystrybucji za pośrednictwem niektórych przetwórni zlokalizowanych w Polsce, no i przede wszystkim konieczna jest akceptacja tego przez polskie władze, wyrażona w niebraniu pod uwagę postulatów sadowników, w tym naszego Związku.
Tekst w east-fruit.com nie jest w mojej ocenie analizą rynku, tylko próbą mocnej ingerencji w niego, nie bacząc przy tym na negatywny wpływ na relacje polsko- ukraińskie w dobie konfliktu z Rosją.
Mirosław Maliszewski
Prezes Związku Sadowników RP