sobota, 23 listopad 2024
Czy import niszczy polską produkcję owoców?

Mirosław Maliszewski w wywiadzie dla sadyogrody.pl : Import owoców i przetworów z nich to nie tylko problem tego sezonu. Raczej będziemy mieli z nim do czynienia także w kolejnych latach, może on nawet rosnąć.

Sytuacji na rynku owoców miękkich nie jest w tym roku łatwa. Rozmawialiśmy o imporcie mrożonych malin z Ukrainy. Jednak import to nie tylko maliny... Czy rozważane jest wprowadzenie zakazu importu wszystkich owoców z Ukrainy?

Mirosław Maliszewski: Jednym z naszych pomysłów – Związku Sadowników RP- jest ograniczenie importu owoców z Ukrainy lub jego ograniczenie, utrudnienie. Zupełny zakaz będzie trudno wprowadzić, bo wymaga to jednomyślności kilku państw Unii Europejskiej, a w tej sprawie Polska jak do tej pory niewiele zrobiła. Innym sposobem ograniczenia napływu może być wprowadzenie systemu kaucyjnego, czyli specjalnej opłaty wnoszonej w momencie przekraczania prze towar naszej granicy. 1 tys. złotych od każdej tony (czyli 1 złotych od każdego kilograma) pozbawiałoby import ekonomicznego sensu. Niestety nie było woli wprowadzenia tego mechanizmu w życie. Są jednak też inne rozwiązania, np. wzmożone i uciążliwe kontrole stanu fitosanitarnego, badanie pozostałości środków ochrony roślin, precyzyjne sprawdzanie dokumentacji. W naszej ocenie również nie ma tu dostatecznych działań. Podsumowując więc bezwzględny zakaz importu będzie trudno wprowadzić, jednak inne metody jego powstrzymania są możliwe. Trzeba tylko chcieć je wprowadzić.

W ostatnim czasie oczy opinii publicznej skierowane były w kierunku malin, jednak za chwile zaczną się również jabłka. Czy Pana zdaniem, gdyby zakazać importu z Ukrainy to sytuacja producentów poprawiłaby się?

MM: Na pewno ograniczenie napływu owoców i przetworów z nich poprawiłoby sytuację. Jesteśmy w trakcie sezonu jagodowego i tuż przed rozpoczęciem zbiorów jabłek. W ostatnich miesiącach znacząco wzrósł import soku jabłkowego. Może to nie są jeszcze ogromne ilości, tym niemniej mają wpływ na rynek. Wpływ negatywny, niestety. Najgorsze jest to, że my podlegamy wielu standardom produkcyjnym, między innymi w zakresie stosowania środków ochrony roślin. Sadownicy z Ukrainy, Serbii i Mołdawii takich ograniczeń nie mają. Mniej płacą za prąd, mniej za paliwo, mniej za pracę itp. Przy zupełnym otwarciu rynku tak, jak jest w tej chwili, jesteśmy skazani na porażkę. Unia Europejska powinna w takich sytuacjach bronić swoich producentów, nakładając np. cła antydumpingowe. Takowe wywalczyliśmy kiedyś wobec importowanej z Chin mrożonej truskawki. Wówczas się obroniliśmy. Powinniśmy do tych rozwiązań sięgnąć i teraz.

Czy jest szansa na działania, które mają na celu obronę naszego rynku?

MM: Dziś brakuje mi w rozmowach z ministerstwem rzeczowej i merytorycznej dyskusji, która kiedyś była standardem. Nikt się nie obrażał, że setki sadowników protestowały przed ministerstwem, co było swoistą ”zachętą” do rozmów. Dziś, gdyby taka pikieta się odbyła - co jest uzasadnione - natychmiast byłoby publiczne oskarżenie o uprawianie polityki i chęć wywołania burd publicznych. Niestety, niektórzy sadownicy też by mówili tym głosem, nie tylko ministrowie. Z tych między innymi powodów nie przewiduję działań resortu rolnictwa w tym temacie, a tym samym na podjęcie działań skutecznie ograniczających import. Co gorsze, import owoców i przetworów z nich to nie tylko problem tego sezonu. Raczej będziemy mieli z nim do czynienia także w kolejnych latach, może on nawet rosnąć. Dużo na to wskazuje. Brak rozmów w tej sprawie negatywnie rzutuje nie tylko na to, co jest i co będzie za kilka tygodni, ale także w następnych latach.

Sytuacja producentów jest coraz gorsza. Ze względu na rosnące koszty, stajemy się niekonkurencyjni, co przez lata było naszą ogromną przewagą. Jak rozwiązać tą sytuację?

MM: Jest kilka rozwiązań. Po pierwsze ograniczyć nierówną konkurencję z państwami spoza Unii Europejskiej  poprzez przepisy celne i podatkowe. Po drugie zapewnić polskim gospodarstwom dodatkowe źródło dochodu choćby z tytułu wytwarzania i sprzedaży energii. Po trzecie zapewnić dostęp taniej siły roboczej z innych krajów, np. azjatyckich. Po czwarte tak zcertyfikować nasz produkt, aby inni nie byli w stanie go skopiować. Po piąte wejść w marki handlowe, odmiany klubowe, ekologię, „zero pozostałości”, produkt lokalny, a tego towar z importu nie będzie miał w swojej ofercie. Boję się, że rywalizując tylko konwencjonalnym produktem jesteśmy skazani na porażkę. Są też inne pomysły i będziemy je sukcesywnieprezentować.

Jednak do tego wszystkiego potrzebna jest chęć wdrożenia w życie tych pomysłów przez nas, sadowników i innych uczestników łańcucha dostaw, jak też władze państwowe.

Autor: Aneta Gwara-Tarczyńska ; źródło: sadyogrody.pl

Log in or Sign up